piątek, 12 września 2014

Chapter Two

 Rozdział II

          Otwieram oczy. Przez małe okno w ciemnym, betonowym pomieszczeniu sączy się światło słoneczne. Gdzie ja jestem?  W jakieś piwnicy? Łapię się za głowę. O Boże, jak boli! To tępy ból, a taki denerwuje mnie najbardziej. Na końcu pokoju otwierają się drzwi, a w nich staje blondyn.
          - O, dziewczyna się obudziła. – Podchodzi do mnie i kuca, aby nasze oczy znajdowały się w takiej samej linii. Podaje mi kubek z jakimś płynem.
          - Człowieku, coś ty mi robił? Trenowałeś na mojej głowie poprawną technikę uderzania łomem? – pytam, a on nieśmiało się uśmiecha.
          - Oj nie przesadzaj. To tylko zwykłe, niewinne zaklęcie usypiające – tłumaczy. – Jednak to prawda co o tobie mówią.
          - Hmmm? Kto co mówi? I jakie zaklęcie? Co ty pleciesz?
          - Mówią , że córka Evy Lancaster ma największą moc i chyba mają rację. Po zaklęciu uśpienia powinnaś spać jakiś tydzień, a spałaś ledwo dwa dni.
          - Ile spałam?! Dwa dni?! – krzyczę. – Czyli dzisiaj jest… - Nie kończę, bo chłopak robi to za mnie.
          - Niedziela.
          - O nie, Helen! – Zrywam się na nogi. – Będzie się martwić. Miałam wrócić wieczorem – mówię. – Zawieź mnie z powrotem.
          - Przykro mi, nie mogę. Zresztą nawet nie zauważy, że cię nie ma.
          - Co? Dlaczego miałaby nie zorientować się, że mnie nie ma.  Jestem córką jej pracodawcy. Nie może mnie nie zauważyć.
          - Zaufaj mi – prosi.
          - Zaufać ci?! Porywaczowi?! – wrzeszczę.
          - Nie jestem żadnym porywaczem. Usiądź, uspokój się, bo znowu będziesz spać, a teraz do dna. – Podstawia mi kubek pod nos. Pachnie truskawkami. Biorę go od niego zachęcona zapachem i patrzę sceptycznie.
          - Co to takiego? Trutka? – pytam, a chłopak śmieje się.
          - Postawi cię to na nogi. – Patrzę na niego nieufnie. – No już, na zdrowie! – ponagla, a ja wypijam miksturę.
          -  Fuj, ohyda! – Krzywię się. – To był denaturat, czy jednak preparat na mszyce? Kiedy zacznie działać? – Blondyn uśmiecha się.
          - Nie mogę cię otruć. W naszym świecie spaliliby mnie za to na stosie, bo wszyscy potrzebują naszej cesarzowej.
          - W twoim świecie?
          - W naszym – poprawia mnie. – Yyy…Powiem tak: będziesz miała dużo informacji do przyswojenia, dlatego musimy się niedługo zbierać. Czekają na ciebie. – Wychodzi.
Dlaczego akurat w tej chwili mnie zostawia? Powiedział… Nie, wróć – napomknął coś i odszedł jakby nigdy nic. Jakie informacje? Jaki świat? Prosił, żebym mu zaufała, a ja nawet nie wiem jak się nazywa. Gada cały czas o jakiś zaklęciach. Może on jest fanem powieści J.K. Rowling? Raczej psychofanem skoro twierdzi, że umie czarować.
          Zerkam na koniec pokoju. Na ścianie koło drzwi wisi lustro w złotej oprawie, wygląda na bardzo stare. Kto normalny trzyma coś takiego w piwnicy? Wstaję i podchodzę do niego. Nadal kręci mi się w głowie i wciąż boli, ale nie jest tak źle. Ból zmniejszył się po specyfiku chłopaka.
W zwierciadle widzę niską dziewczynę o blond włosach takich jak ma mama, ale teraz są rozczochrane. Podobno kolor mego włosia jest charakterystyczny dla wszystkich kobiet z rodziny matki, ale nie wiem czy to prawda. Nigdy nie spotykaliśmy się z jej najbliższymi.
O Boże, jakie ja mam duże biodra, ćwiczenia nie dają żadnych rezultatów. Za to mam w miarę duży biust, a to zaleta. Spoglądam na prawie nagie ramiona, które przykrywają tylko cienkie ramiączka sukienki. Czy ja przypadkiem nie miałam swetra? Odwracam się do miejsca, gdzie leżałam w poszukiwaniu okrycia, ale na próżno. Zauważam za to, trzy materace ułożone jeden na drugi, a na nich koc i dwie poduszki. Nawet nie zorientowałam się, że na nich leżę.
Nagle otwierają się drzwi, a z nich wychodzi blondcymbał.
          - Dlaczego nie wejdziesz na górę? – pyta.
          - A mogę? – odpowiadam pytaniem, a on się uśmiecha. Jejku przestań! Ten uśmiech jest już naprawdę denerwujący.
          - Tak – oznajmia jakby to było oczywiste. – Za inteligentna to ty nie jesteś.
          - Słucham?! – oburzam się, a moja zraniona duma krwawi.
          - Nieważne. Chodź – nakazuje chłopak i bierze mnie za rękę, zamyka za nami pomieszczenie i wchodzimy po krótkich schodach.
          - Jak ty się w ogóle nazywasz? – Blondyn otwiera kolejne drzwi i puszcza mnie przodem. Wow, ale chata. Na odległość  śmierdzi ogromną sumką pieniędzy. Znajdujemy się korytarzu w kształcie kwadratu. Po lewej stronie wstawione są cztery okna, które pełnią rolę ściany budynku. Na podłodze położony został parkiet z jasnych desek, a przez półprzezroczystą ścianę widać luksusowy salon.
          - Jestem Charles.
          - Hę? – Otrząsam się z przemyśleń na dźwięk jego głosu, ale nie wiem co powiedział.
          - Nazywam się Charles – przedstawia się i wyciąga do mnie rękę, a ja do niego.
          - Cześć Charles. – Uśmiecham się.
          - Mów mi Chuck. Chodź, pewnie jesteś głodna. - Dopóki nie przypomniał nie byłam.
Przechodzimy dalej do wielkiego salonu. Po prawej i naprzeciwko mnie okna ponownie zastępują ściany. Pokój dzienny od kuchni z jadalnią oprócz siedmiu schodów oddziela przezroczysta ściana, po której spływa woda. Na środku pokoju stoi stolik kawowy, a z trzech stron towarzyszą mu trzy, czteroosobowe, szare sofy. Na jednej z nich leżą mój sweter i torba. Na ścianie dzielącej jedną frakcję okien od drugich wisi telewizor, a miejsce pod nim zajmuje rząd niskich szafek.
Widzę jak Charles krząta się po kuchni, więc wspinam się do niej po schodach. Tutaj podłoga jest wyłożona dużymi, białymi płytkami. Szafki w pomieszczeniu są zrobione z czarnej, eleganckiej płyty. Na środku jest wyspa, przy której ustawione są trzy krzesła barowe. Siadam na jednym z nich i przyglądam się jasnowłosemu.                              
          - Głodna? – pyta Chuck.
          - Bardzo. – Uśmiecham się. – Mogę się tu gdzieś odświeżyć? – Naprawdę marzę o prysznicu.
          - Jasne. Na górze masz łazienki. – Wskazuje w kierunku kolejnych schodów. Podnoszę się z krzesła, idę po swoją torbę, w której znajdę czarne legginsy, a potem na górę. Staję na progu piętra z dylematem, które drzwi prowadzą do łazienki. Decyduję się na otwarcie pierwszego, lepszego pomieszczenia.
Hmmm… Chyba trafiłam do sypialni Chucka. Na pierwszy rzut oka widać, że śpi tutaj osoba płci przeciwnej do mojej. Pokój jest mocno surowy. Podłoga wyłożona ciemnoszarą wykładziną kontrastuje z białymi firanami zasłaniającymi okna, a łoże wielkości małżeńskiego zasłano czarną pościelą.
Koło okien są dwoje drzwi. Otwieram jedne z nich.
Eureka! Garderoba! Tego mi trzeba było. Potrzebuję jakieś koszuli, a tutaj jest ich mnóstwo. Podchodzę do części z nimi i zaczynam szukać czegoś odpowiedniego, ale i tak wybieram byle jaką, chyba niebieską Hifigera. Teraz muszę poszukać jakieś bielizny, bo używany przez kilka dni stanik jeszcze przeboleję, ale majtek już nie. Uchylam jedną z szuflad, a tam rzędy poukładanych bokserek drogich projektantów. Postępuję tak jak w przypadku koszuli, biorę na oślep jakiekolwiek i wychodzę. Drugie drzwi prowadzą do łazienki. Nawet nie zważam na wystrój, tylko szybko wskakuję pod prysznic i w takim samym tempie myję siebie i włosy, wcześniej znalezionym, męskim żelem pod prysznic.
          Ubrawszy się i wysuszywszy włosy, schodzę na dół, do kuchni, gdzie pachnie nieziemsko. Siadam z powrotem na stołku, a Charles podaje mi talerz z jakimś makaronem i sztućce. Z małym niepokojem biorę pierwszy kęs, ale lęk nie ma podstaw, bo danie jest przepyszne. Chłopak dosiada się i też zaczyna pałaszować swoją część.
          - Ładna koszula – stwierdza zaczepnym tonem.
          - Dzięki – odpowiadam nie dając  się sprowokować . – Dobrze gotujesz.
          - Dzięki – odpowiada.
          Gdy na talerzu nie zostaje już nic, nie wiem co ze sobą zrobić, więc pomagam sprzątnąć ze stołu, ale cały czas trapi mnie pytanie, co dalej.
          - I co teraz? – Nie wytrzymuję.
          - Teraz muszę cię gdzieś zabrać. 
          - To znaczy?
Nie odpowiada, tylko odchodzi, a ja ruszam za nim. Znowu schodzimy do piwnicy, dokładnie do pomieszczenia obok tego, w którym się obudziłam, tyle że tutaj nie ma żadnego naturalnego dopływu światła.
Chłopak zapala światło, a pomieszczenie rozjaśnia czerwona poświata. Właściwie za dużo powiedziane, że rozjaśnia, bo wciąż panuje ciemność. Mimo to, dostrzegam znajdujący się przy ścianie regał, a na jego półkach leżą różnej wielkości woreczki. Chuck bierze trzy z nich.
          - Zamknij drzwi – nakazuje, a ja wypełniam polecenie.
Na wolnej przestrzeni na podłodze blondyn rozkłada w prostej linii coś bardzo małego. Czy to nie są przypadkiem kamienie szlachetne?
          - To diamenty? – pytam, ale Charles nic nie mówi. Staje przede mną tak, że nie widzę jego twarzy i rozkłada ręce.
          - Fiat Lux! – rzuca, a z kamieni pojawia się łączący w jeden, biały blask.
          - Ej, co ty robisz? – Potrząsam go za ramię, ale nie reaguje. Całe ciało ma spięte, a oczy i pięści zamknięte.
          - Fiat Lux! – powtarza, a światło nabiera wielkości oraz jasności na tyle dużych, że zaczyna oślepiać. Wpatruję się w nie jak zaczarowana. – Fiat Lux! – krzyczy, a jasność w pokoju staje się nie do zniesienia, więc muszę odwrócić wzrok.
Chuck rozluźnia się i otwiera oczy, dopiero teraz zauważam, że jest o wiele wyższy niż zapamiętałam.
          - Na co się tak gapisz? Wchodź. – Wskazuje głową światło.
          - Co? Tam? A co tam jest? W ogóle co ty zrobiłeś?
          - Nie marudź tylko idź.
          - Nie! Nigdzie nie idę! – protestuję krzykiem i powoli oddalam się w kierunku wyjścia. Charles nie czeka ani chwili, tylko bierze mnie na ręce, a ja piszczę.
          - Puszczaj!
          - Zaraz to zrobię . – Wiercę się, by wydostać się z męskich rąk, ale to na nic, jest za silny.
Co raz bardziej zbliżamy się do świtała, a ja zamykam oczy. Po chwili nie czuję rąk chłopaka, właściwie nic nie czuję, a chwilę potem wyczuwam jak leżę na czymś wilgotnym. Dźwigam twarz i otwieram powieki, aby zobaczyć dziwnie jasnozieloną trawę. Podnoszę się, przenosząc ciężar ciała na ręce, a mój wzrok wędruje w bok. To co widzę to nie Londyn, ani Anglia i raczej nie nasz świat.


Mam nadzieję, że mimo opóźnień co do publikacji drugiego rozdziału, podobało Ci się i czekasz na więcej. Pozostaw jakąś opinię po sobie. Przynajmniej wtedy wiem, że dla kogoś piszę :))
Jeżeli jesteś na blogu pierwszy raz zapraszam Cię do archiwum, gdzie znajdziesz linki do pozostałych części. Dla oczekujących kolejnego rozdziału: rozdział trzeci ukaże się niebawem. 

                                                                                                                                                                          Autorka 


5 komentarzy:

  1. Nareszcie 2 rozdział!!
    Jak zwykle napisałaś go cudownie.
    Bardzo podoba mi się wątek magiczny i to, że dziewczyna pozna coś ze swojej przeszłości.
    Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału i tego gdzie się ,,teleportowali"
    Pozdrawiam,
    Sunny ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Ubóstwiam twoje opowiadanie :) Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Genialne! Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział ♥
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie :)
    niezapominajka ^.^

    OdpowiedzUsuń
  4. Cześć Aniu! :)
    Nominowałam Cię do Liebster Blog Award!! :)
    Informacje znajdziesz na moim blogu:

    http://dramionedwaswiatystalysiejednoscia.blogspot.com/

    Pozdrawiam,
    Sunny ♥

    OdpowiedzUsuń